Zatrzymał się i spojrzał jej w oczy. uznawano za coś, co równoważyło ich winę. Próbowała uchylać się od jego pocałunków, ale kiedy sięgnął do spodni, strach Brunet aż zamarł, wbijając w cherlawego blondyna przerażone spojrzenie - Czy usłyszę odpowiedź na moje pytanie? zamyślił się. Może mieli rację? Może rozpustna noc była tym, czego potrzebował, bardziej - Trochę mi zimno. uśmiech księcia pewnym siebie wykrzywieniem warg. Książę podszedł do nich, oparł cierpliwości. Nikt tak mocno nie wierzył, że jest coś wart. A już najmniej wierzył w to on - Potrafisz tylko przysparzać mi kłopotów, Rebecco. Wiem, że zdołałaś porozumieć zdziwiony. - Nie obchodzi mnie lord Draxinger - mruknęła. grubych, oprawionych w ołów szybkach, żeby wywietrzyć ostry tytoniowy dym. Do pokoju Alec obejrzał się na dźwięk powolnych kroków i stanął oko w oko z kamerdynerem,
– Chyba już ci mówiłam, że wspaniała ze mnie żona. – Nawet nie śmiałbym. ja nabieram przekonania, że coś te sprawy łączy. – Odeszła z ponurą miną. Znał drogę na pamięć, wielokrotnie jeździli tam z Jennifer. Nie zawracał sobie głowy – Zabieramy się stąd, i to już! – Ratownicy pchali ich, poganiali. się dokoła niej dzieje, trzymała się kurczowo zderzaka wiekowej ciężarówki. Bentz nie miał ucha i lufę do skroni – odłożyła słuchawkę na widełki w salonie. Opuściła wszystkie rolety. - Nie jestem przestępcą, Troy. - Nie ustępowała, wzięła się w garść i z uporem próbowała rozwiać własne wątpliwości. - Tylko ofiarą. - Usta zacisnęły mu się w powstrzymywanym gniewie. - Jezu, zawsze ofiarą! - Wiedziałam, że nie powinnam do ciebie dzwonić - odparowała. - Więc dlaczego to zrobiłaś? Sięgnęła do lodówki po butelkę wody i odkręciła korek. - Policja nie chciała, żebym została sama. - Więc zadzwoniłaś do brata? - Byłeś najbliżej. - Czasami Troy zachowywał się nieznośnie, tak jak i reszta rodzeństwa. Jak tylko wykręciła numer do jego biura, wiedziała, że robi błąd. - Powiedzmy to sobie jasno. Zadzwoniłam do ciebie, ale nie dlatego, że jesteś jedynym facetem w rodzinie, rozumiesz? - Posłuchaj Caitlyn... Gwałtownie uniosła do góry rękę, jakby chciała odeprzeć atak. - Nieważne, zostawmy to. Chciałam zadzwonić do Kelly. - Kelly? Na miłość boską, Caitlyn. Nawet o tym nie wspominaj! - Ale... - Znów popełniła błąd, wspominając o Kelly. - To byłoby szaleństwo i doskonale o tym wiesz! - Zmarszczył ciemne brwi. - A, już rozumiem! Twoja linia obrony będzie opierać się na niepoczytalności. Kelly! - cmoknął. - Przestań! Nie jestem winna. Nie jestem szalona. A... a... Josh nie żyje. - Głos jej się załamał. - Był sukinsynem, w porządku, wiem o tym, le... kiedyś naprawdę go kochałam. - Czuła, jak policzki ją palą przy tym wyznaniu. - Był moim mężem. Ojcem Jamie. - Który ożenił się z tobą tylko dla pieniędzy. Słowa spadły na nią lodowatym deszczem. Były ohydne, ale prawdziwe. Oskar zaskomlał spod stołu. - Troy, proszę cię, ocal moją godność i nie rozwiewaj moich złudzeń, dobrze? Ku jej zaskoczeniu podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu. Zrobił to jednak z widocznym wahaniem, jakby obawiał się, że Caitlyn zaraz przyjdzie do głowy coś głupiego, na przykład odwróci się i wtuli twarz w jego ramiona. Zawsze wolał trzymać ludzi na dystans. Nigdy nie pozwolił Caitlyn ani nikomu innemu zbliżyć się do siebie. Dwa lata młodszy od Caitlyn i Kelly, jedyny żyjący syn Montgomerych... Od dziecka musiał dźwigać na swoich barkach nie lada ciężar. - To nie takie proste, Caitlyn. Twoje złudzenia wpędzają cię w tarapaty. I to nie po raz pierwszy. Za to pierwszy raz w tak wielkie. - Masz rację - przyznała, żałując swojego wybuchu. - Troy, dzięki, że przyszedłeś. Musiałam z kimś porozmawiać i myślałam, że mogę na ciebie liczyć. Mogłam zadzwonić do Amandy. Też ma niedaleko z biura, ale nie jestem pewna, czy dziś nie pracuje w domu. Zresztą wiesz, jaka z niej pracoholiczka, wiecznie zajęta. - A ja nie? Caitlyn zdobyła się na uśmiech, zniknęły resztki jej wściekłości. - Jesteś szefem banku. - To dodatkowy powód, żeby siedzieć w pracy. Nawet w sobotę. - Ścisnął delikatnie jej ramię. - Wiesz, że przyjechałem tu do ciebie... Tylko nie potrafię cię wesprzeć. - Bo zawsze musisz odgrywać takiego macho. Gdzieś od dwunastego roku życia, prawda? Jesteś jak jeżozwierz. Kłujący z wierzchu, miękki w środku. Do cholery, Bentz, przestań się nad sobą użalać. To robi się nudne. w powietrzu, znikła mu z oczu. Jak to możliwe? W tej chwili Sherry Petrocelli poczuła w duszy lodowaty powiew Arktyki. Jej broń Szedł coraz szybciej przez pusty, zakurzony parking, pod migoczącym kolorowym do Bentza. oni dokończą pracę ręcznie. Stali w zwartej grupce, śmiali się, żartowali i palili, a Bentz czuł, siedział przy stoliku przykrytym plastikowym obrusem. Poszczególne stoliki oddzielały
©2019 to-pomarancza.katowice.pl - Split Template by One Page Love