Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/to-pomarancza.katowice.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
.

- Słyszałaś, o co pytałem - powiedział wciąż tym samym,

.

powinnam zapomnieć o swoim synku.
ramieniu i otworzyła drzwi. A potem stanęła jak wryta, tracąc w
Guadalupe tej samej nocy, kiedy on wiózł młodą Sisk drogą do nieba.
dżinsów Po chwili zorientowała się, co zrobiła, i zabrała się do
Myślałam, że pewnie lubiłby takie różne fajne kamyczki. Przecież
Wszyscy jej powtarzali, że dokumenty adopcyjne są tajne i że
66
258
kierownicą.
wyrzeźbiona twardymi, zdecydowanymi ruchami: wysokie kości
Derrick wyrwał jej gazetę z ręki i przyjrzał się z niedowierzaniem zdjęciom. Oczywiście, było pewne podobieństwo, ale wyglądało na to, że Felicity wymyśla niestworzone historie. - Skąd wiesz? Byli do siebie bardzo podobni. - Ale nie byli bliźniakami, na miłość boską. Oczywiście, że byli do siebie podobni, mieli podobny styl mówienia i podobne głosy, ale różnili się sposobem bycia. Stosunkiem do rodziny i w ogóle do wszystkiego. Na początku myślałam, że to z powodu pożaru. Myślałam, że Chase mówi trochę inaczej z powodu operacji twarzy. I że się zmienił, bo otarł się o śmierć. Ale to nie wyjaśnia jego zachowania. Tego chamskiego, zarozumiałego stosunku do ludzi. A Cassidy? Cofnęła się do lat osiemdziesiątych. Pamiętasz, że przed pożarem miała zamiar rozwieść się z Chase’em i nie wracać do przeszłości? I że Chase nie poświęcał jej w ogóle czasu przez ostatnie lata? Na początku myślałam, że twoja kochana siostrzyczka ma takie dobre serce z powodu poczucia winy, bo jej mąż o mało nie zginął. Myślałam, że chce zachować twarz przed ludźmi, żeby nie uważali jej za sukę, która rozwodzi się z kaleką. To tłumaczyło, że przy nim jest. Ale chodzi o coś więcej. Ona nie składa pozwu o rozwód, bo jest z Brigiem. Zawsze ci mówiłam, że ona coś do niego czuje. Derrick wpatrywał się w zdjęcie w gazecie. Głęboko w sercu czuł, że Felicity ma rację. - Szkoda, że nie wpadłam na to wcześniej, ale naprawdę nie rozumiałam, o co chodzi, dopóki nie zobaczyłam, jak on rozmawia z Laszlo. Był za zimny. Za bardzo wyluzowany. Nie miał na sobie nawet krawata. To nie był Chase. To nie był wykrochmalony i zapięty na ostatni guzik Chase McKenzie. Wiedziałam, do cholery! - Najwyraźniej była zadowolona z siebie. Derrick musiał przyznać, że zawsze była czujna i podejrzliwa. Przecież udało jej się go złapać. - Jak sądzisz, dlaczego Baldwinowi zawsze robili zdjęcia z brodą? Dla zmyłki, na wszelki wypadek! - Nie jestem przekonany... - skłamał Derrick. Było mu niedobrze. Jeżeli to, co mówi Felicity jest prawdą, to będzie niezła afera. - Popatrz, na miłość boską! - Wyrwała mu gazetę z ręki i położyła na biurku. Jaskrawo pomalowanym paznokciem wskazała zdjęcie Baldwina. - To Brig, do cholery! A Cassidy go chroni. Tak jak przedtem. - Ona nie... - Och, Derrick, dorośnij. Oczywiście, że tak. Ona ostatnia go widziała przed laty, prawda? - Tak, ale... - A on odjechał na jej koniu, na cennym Winchesterze. - Remmingtonie - odruchowo poprawił ją Derrick. - Co za różnica. Wrócił. Jest z twoją siostrą. A to nie wróży nic dobrego. Po tym zakłamanym mieszańcu nie można spodziewać się niczego dobrego. - Powinna być wściekła, ale wyszczerzyła zęby w uśmiechu, jakby w zanadrzu miała jakąś tajemnicę. Po raz pierwszy od miesięcy Derrick był tego samego zdania, co jego żona. To prawda, że nienawidził Chase’a McKenziego, ale Chase tył przynajmniej na tyle mądry, że znał swoje miejsce. Zawsze piął się do góry, prześladował go sen o Ameryce, ale w głębi duszy wiedział, że nic nie zmieni tego, że urodził się w nieodpowiedniej rodzinie. Mógł chodzić do najlepszych szkół, zostać prawnikiem, ożenić się z córką bogatego człowieka i piąć się po drabinie sukcesu, ale pewne szczeble były dla niego niedostępne, bo pochodził z biednej rodziny i był synem zwariowanej półkrwi Indianki, wróżbitki i ojca padalca. Ale Brig... On to co innego. Derricka złapał skurcz w szyi. Brig nie uznawał zasad. Nic go nie obchodziły przywileje związane z urodzeniem. - Czy ty wiesz, co to znaczy? - Oczy Felicity błyszczały. - Nie... ja... - On tu nie wrócił bez powodu, Derrick. Wrócił, żeby oczyścić się z zarzutów. - Ale nie może. Zabił Angie. - Nie był tego pewien, ale powtarzał to tyle razy, że prawie w to uwierzył. Prawie. W jego krwi zawrzała stara zazdrość. Gdy myślał o Brigu i Angie, wściekłość zaślepiała mu umysł. Felicity coś wie. - Prawda? - Musimy donieść policji - oświadczyła Felicity. Zmrużyła oczy. Derrick widział, że rozważa problem ze wszystkich stron. Podziwiał żonę za jej spryt. Lubiła mieć wszystko przemyślane, zawsze miała na uwadze przyszłość. Ich przyszłość. - Przecież jest ścigany. - O ile zabił Angie. - Nie tylko Angie, ale też dziecko. - Uśmiech zniknął z jej twarzy. - Nie wiesz... - Że mogło to być twoje dziecko? Wierz we mnie trochę, dobrze? Dziecko mogło być Briga McKenziego, twojego ojca, Jeda Bakera albo twoje. - Zmarszczyła czoło, bo nie znała odpowiedzi. - Znam cię na tyle dobrze kochanie, iż podejrzewam, że było to twoje dziecko. - Zwariowałaś? Co ty wygadujesz? Że Angie sypiała z Brigiem... - Tak! Szmaciła się. Nie bez powodu. Na początku nie mogłam tego zrozumieć, ale potem pojęłam wszystko. - Co to znaczy: wszystko? - Tak naprawdę nie chciał słuchać jej wyjaśnień.
*
- Nie! - wrzasnęła głośno, aż zadygotały jej ręce na kierownicy -
Musnął palcami krzywiznę jej piersi, robiąc kółka wokół obu

miliony ludzi skupionych głównie wokół miast. W tym konkretnym

zasiadających w knajpie campesinos miał ze sobą maczety; była to
wreszcie relaksując się ostatecznie, i wtulił w Millę tak, by wciąż
Starał się być łagodny i delikatnyw łóżku, ale najwyraźniej nie
Willie nie wiedział, dlaczego, ale czuł, że ogarnia go przejmujący strach, taki sam jak zawsze, gdy był sam z Derrickiem. Nerwowo potarł ramię, to, które Derrick przypalał przed laty papierosami. - Willie, to są twoje papiery. Zobacz, jaka sterta. Nazbierało się tego trochę, synu. Dobrze, że Rex Buchanan i jego prawnicy zawsze znajdowali sposób, żeby wyciągnąć cię z więzienia. Zobaczmy, co tutaj mamy. Pijaństwo i bójka. Prowadzenie samochodu bez prawa jazdy. A to mi się nie podoba - jakaś mała dziewczynka poskarżyła się, że ją śledziłeś i zaglądałeś przez okno, ale oskarżenie wycofano. Pamiętasz to? Nazywała się Tammi Nichols. Pamiętasz ją? - Znowu się uśmiechnął. - Co tam robiłeś, Willie? Chciałeś sobie za darmo popatrzeć? - Nie. - Willie potrząsnął gwałtownie głową. - Lubisz patrzeć na rozebrane dziewczyny? Głuchy krzyk rozległ się w jego głowie. Przełykał nerwowo ślinę. To nie wróżyło nic dobrego. Nie kłam. Nie kłam. - Cholera, Willie, wszyscy to lubimy. To nie przestępstwo. O ile nie podgląda się tam, gdzie się nie powinno. - Oparł się na krześle, odchylił do tyłu i żuł gumę. - Chyba lubisz nagie dziewczyny. Naprawdę cię nie obwiniam, ale... - Przewrócił stronę. Williemu skręciły się ze strachu wnętrzności. - O, znowu. Następna dziewczyna. Mary Beth Spears. Powiedziała, że podglądałeś ją przez okno, kiedy była tylko w majtkach i w staniku. - Klasnął. - To ją bardzo zmartwiło. Widzisz, ona jest córką pastora. - Wilson zmarszczył brwi. - Widziałeś jej cycki, Willie? Williemu pociemniało w oczach i musiał przytrzymać się stołu, żeby nie spaść z krzesła. - To nie było miłe. Założę się, że pastor miał ochotę wygarbować ci skórę. Pokój wirował. - Te oskarżenia wycofano albo oddalono w ten czy inny sposób. - Wilson zamknął teczkę i odłożył ją na bok. - Gdyby było więcej zarzutów i jakieś poważniejsze, jak na przykład ukrywanie dowodów przestępstwa, utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości, albo nawet udział w przestępstwie, nie wykupiłby cię z więzienia cały majątek Reksa Buchanana. Nie ma mowy. Nawet cała drużyna jego adwokatów nie dałaby rady wyciągnąć cię z więzienia. Pot ściekał Williemu po nosie i kapał na stół. Chłopak był tak przerażony, że trząsł się cały w środku. Myślał, że posika się w majtki. Nie poruszył się. Przywarł do stołu, żeby nie zemdleć. - Ale jeśli będziesz z nami współpracował i opowiesz nam to, co wiesz, są duże szanse, że stąd wyjdziesz. Zgadza się, Gonzales? - W zupełności - przytaknął kościsty mężczyzna. - Rozumiesz? Willie się nie poruszył. - Układ jest taki. - Przednie nogi krzesła Wilsona uderzyły o podłogę. Mężczyzna oparł się na łokciach. - Ty nam powiesz prawdę i stąd wyjdziesz. Okłamiesz nas albo będziesz milczał, to wsadzimy cię z powrotem do celi obok Bena. Nienawidzę kłamstwa, Willie. A ty, Gonzales? - Nie cierpię. - Więc nie należy nas okłamywać. Musisz być wobec nas szczery, Willie. Powiedz prawdę, a wypuścimy cię stąd. Willie z trudem przełknął ślinę. Miał ochotę splunąć. Gdzie jest Rex? Dlaczego pozwala, żeby ci mężczyźni zadawali mu wstrętne pytania? Detektyw wziął portfel i pomachał nim Willemu przed nosem. - No, dalej, chłopcze. Wszystko będzie dobrze. Musisz mi tylko wyjaśnić, jak to się stało, że ten portfel znalazł się w twojej kieszeni. - Cassidy Buchanan przyszła do pana. Słowa odbiły się echem w małym gabinecie, a Wilson smakował każde po kolei. Wiedział, że wróci. W zasadzie czekał na nią już od kilku godzin. Była dziennikarką, a plotki, że nieznajomy wkrótce zostanie zidentyfikowany krążyły już wszędzie. Wilson bardzo chciał się dowiedzieć, jakim cudem ci cholerni dziennikarze wiedzieli coś prędzej od niego, ale jak dotąd nie był w stanie wykryć ani zlikwidować przecieków ze swojego departamentu. Drzwi się otworzyły i weszła Cassidy. Wyglądała o wiele lepiej niż wtedy, kiedy widział ją ostatnio. Jej zarumienioną twarz okalały kasztanowe włosy, a z bursztynowych oczu biła wściekłość. Była po prostu cudowna. Wszyscy w mieście nazywali ją brzydszą siostrą, która nie umywa się do Angie Buchanan. T. John nie mógł sobie tego wyobrazić. Wstał. Dobrego zachowania nauczył się od matki, która pochodziła z Virginii. - Wie pan, kim jest mężczyzna, który leży w szpitalu? - Dzień dobry. - Wskazał jej krzesło po drugiej stronie biurka i usiadł. - Jeszcze nie, ale wkrótce się dowiem. - I nie powiedział mi pan tego? - A powinienem? - W końcu mnie też to dotyczy. Jestem żoną Chase’a. - Ale nic panią nie łączy z nieznajomym. Nie rozpoznała go pani. - Spalił się tartak mojego ojca!
zabawkowych ciężarówek. Najwyraźniej chłopiec spędzał tu sporo
- Masz brata - powiedział do niej mężczyzna po hiszpańsku. -
Dla przeciwników pospolity bandyta i zbrodniarz, dla
sporych kamieni o obłym kształcie, Norman wskazał im je jako
pochylona, prawie z nosem w zupie. Patrzyła tępo w miskę, nie
- Milla? Mówi True Gallagher. Obudziłem cię?
- A silnik jest? Czy będziemy musieli użyć siły mięśni nóg? -
- Co? - zapytał wyraźnie urażony - Ja tylko staram się pomóc.
wiedziała, że Diaz kręci się po cmentarzu. Ale teraz nie mówił jej w
Nigdy nie wiedziała, kto zadzwoni i czego będzie chciał, ale nie
- Nie wiem. Nie wiem - jęczała Roberta, kołysząc się na krześle i

©2019 to-pomarancza.katowice.pl - Split Template by One Page Love